Węgierska firma Brill, którą już kilkakrotnie tu opisywałem, ma niezwykła kolekcję warzywnych destylatów, na którą składają się: seler, pomidor, szparagi, buraki ćwikłowe, marchew, czosnek niedźwiedzi i dynia. Są to destylaty rocznikowe, miałem różne roczniki, od 2009 do 2012, o różnej mocy – od 34 do 46%. Przed wrażeniami z degustacji napiszę jeszcze kilka słów o technologii produkcji. Otóż nie są to alkohole wydestylowane bezpośrednio z warzyw, podobnie jak to się często robi np. z maliną, alkohol jest redestylowany po okresie maceracji. Najpierw warzywa są zanurzane w spirytusie, jak to się robi z owocowymi nalewkami, potem destylowane w małych aparatach kolumnowych, w niewielkich partiach, ze starannym zachowaniem cech aromatycznych i smakowych typowych dla warzywa. Dodam jednocześnie, że nie znam żadnego innego producenta, który miałby tak bogatą ofertę alkoholi warzywnych. Próbowałem wcześniej np. destylatów z czosnku, dyni, buraków czy nawet pieczarek, ale w tym przypadku mamy do czynienia z prawdziwym warzywniakiem. Długo zwlekałem z tą degustacją, mając świadomość, że będzie ona przeżyciem niezwykłym.
Brill Zeller Párlat 2012 (43%) ma aromat niezwykle delikatny, słodki i bynajmniej nie selera, lecz lekko pomarańczowy, z wyraźną nutą czarnego bzu. W ustach niewątpliwie seler. Doświadczenie niezwykłe, smak jest słodko-ziemisty, choć w oczywisty sposób selerowy, to jednak skojarzenia uciekają w stronę owoców aronii. Fantastycznie zrobiony alkohol.
, przy czym nie mam punktu odniesienia, bo nigdy nie próbowałem alkoholu z selera.
Brill Paradiscom Párlat 2012 (43%) znów ma niezwykle delikatny aromat, dużo bardziej delikatny niż np. Belvedere Bloody Mary czy wódka Crop Organic Tomato, nie specjalnie pomidorowy. Smak jest zaskoczeniem dla każdego, kto miał szczęście próbowania wcześniej wódek o smaku pomidorowym, bo tu mamy właściwie delikatny smak skórki pomidora. W pierwszej chwili alkohol zdaje się być niemal naturalny, z czasem jednak rozlewa się w ustach nutami nieco pieprzowymi i cierpkimi. W tym wszystkim najbardziej jednak zdumiewa finisz, który jest jak najbardziej pomidorowy, ale nie są to słodkie dojrzałe pomidory, ale raczej smak koncentratu. Całościowe wrażenie jest pozytywne, jednak już nie olśniewa tak, jak seler.
Brill Spárga Párlat 2009 (45%) uwodzi już aromatem, wspaniałym, bardzo szparagowym i jest to zapach gotowanych szparagów. I taki też smak, niezwykle szparagowy, czuć nawet gorycz skórki warzywa, ale jednocześnie też ten maślano-mdły smak wnętrza. Przyznam, że genialne, zwłaszcza ten aromat, ale i finisz, który nie pozostawia złudzeń co do tego, z czego alkohol mieliśmy w ustach. Randka w ciemno z tym destylatem byłaby bezbłędna.
, przy czym i tu nie mam punktu odniesienia, bo nigdy nie próbowałem alkoholu ze szparagów.
Brill Cékla Párlat 2011 (46%) ma bezbłędny aromat ćwikły i doskonały smak buraczanego soku, wprawia w konsternację picie przezroczystego płynu, który tak bardzo ma w wyobraźni buraczany kolor. W finiszu znów powraca smak ćwikły, może to autosugestia, ale dla mnie ćwikły z chrzanem. Ale w ocenia całości czegoś mi brakuje, może ziemistości buraka, może słodyczy buraczanego soku? Nie zmienia to faktu, że znów
, bo i znów nie mam do czego porównać, piłem destylat z buraków, ale z buraków pastewnych, one mają jednak inny smak, bardziej ziemisty.
Brill Sárgarépa Párlat 2011 (45%) aromat ma niemal neutralny, smak natomiast wybitnie marchewkowy i to najbardziej typowej marchwi uprawnej, lekko słodki, mdławy, z wyraźną nutą ziemistą. Finisz jest bardzo ziemisty. Nie da się ukryć, że się rozczarowałem (znów brak punktu odniesienia!), spodziewałem się czegoś słodszego i bardziej mięsistego, a tu jakbym dostał korzeń plus natkę. Ale rozczarowałem się tylko trochę, pewnie dlatego, że po tym akurat destylacie obiecywałem sobie najwięcej, lubię marchew w każdej formie. Tu dla mnie jest za dużo ziemistych elementów, których może mi brakowało w buraku.
, ale z dużym uśmiechem na buzi, bo jednak to bardzo dobre.
Brill Medvehagyma Párlat 2012 (43%) cóż, aromat czosnku roznosi się zaraz po otwarciu butelki, smak wybitnie czosnkowy, z lekką nutą pikantną. W Polsce czosnek niedźwiedzi jest pod ochroną. Porównanie mam, do niemieckiego Fisher & Burny Knoblauchsnaps, niemiecki był bardziej czosnkowy, ten jest bardziej pikantny, nota dla mnie jednakowa, obydwa doceniam bardzo.
Przy czym to jest alkohol niezwykle zdecydowany w smaku i zapachu (jak sam czosnek), raczej nie polecany na randki.
Brill Sütőtök Párlat 2012 (44%) ma aromat niemal obojętny, a smak cierpki, wcale do dyni niepodobny. Dopiero w finiszu rzeczywiście czuć dynię, ale jednocześnie jakby z pieprzem. Piłem wcześniej inny węgierski destylat z dyni, firmy Bestillo, i bardziej mi smakował. To najsłabszy punkt w tej bardzo ciekawej ofercie.
Podsumowując… Trudno to podsumować, bo mimo, że warzywa dobrze znane, to jednak egzotyka. Właściwie wszystko smakuje dobrze lub bardzo dobrze i żal, że trzeba jechać tak daleko, żeby się przekonać jak świetny może być destylat z selera.
Kilku pozycjom dałem jednak taką samą wysoką notę, więc czas na wyłonienie lidera. W tym celu pozwoliłem sobie spróbować rzeczy najlepszych po raz wtóry, mając świadomość, że przyjaciele mnie przeklną bo nic im się bodaj nie ostanie.
W ostatecznym rachunku seler poległ, jest za mało sexi, za dużo ciągnie z ziemi. Buraki miały się dobrze, ale oddały ciała szparagom. Ogólne wrażenie z wieczora spędzonego z warzywnymi destylatami jest jednak jednoznacznie cudowne. Brill Spárga Párlat 2009 dla mnie jest najlepszy.