W sobotę odwiedziłem Zlot Minialkoholików Maniaków, właściwie to są Minialkoholiści z nazwy, ale Minialkoholicy z charakteru. Popiliśmy ostro w Łąkominie, gdzie jest ładny pałacyk, las, na teren wchodzą sarny, a i sztukę jelenia wypatrzyłem, jest spa i wszelkie inne dogodności niezbędne do bankietowania, jak kieliszki, pan kelner, lodówka etc. Jest nawet małe boisko piłkarskie, na którym mini alkoholicy stoczyli zacięty i przegrany pojedynek z mniej podupadłymi na zdrowiu zawodnikami, polegli ale jak na inwalidów grali dzielnie, wspomagani przez sprowadzonego z Rosji zawodnika Vadima. Sam nie grałem bo świeciło słońce, a ja gram w piłkę tylko w deszcz.
Bankiet przeciągnął się do późnych godzin nocnych, a nawet na następny dzień. Imprezie towarzyszyła giełda alkoholi, małych i większych flaszeczek, wyjeżdżałem objuczony ponad stoma nowymi alkoholami, które na spokojnie spróbuje w domu. Hitem imprezy była degustacja ponad czterdziestoletniego polmosowego Krupniku, w wersji eksportowej na Niemcy, nie tylko nic nie stracił zamknięty w butelce przez tyle lat, ale też przypomniał jak wielkiej klasy był to trunek, o głęboko miodowym, lipowym smaku. Współczesny Krupnik przy tym to jakaś nędzna imitacja.
Degustowaliśmy też inne zapomniane rarytasy.
Pozdrawiam wszystkich uczestników Zlotu, który odbył się już po raz ósmy, do zobaczenia za rok. Było bosko!