Unikatowe polskie okowity ze słynnej łąckiej Manufaktury Krzysztofa Maurera przyciągnęły amatorów rodzimych trunków do warszawskiej restauracji o – bez dwóch zdań – adekwatnej nazwie Specjały Regionalne. Spotkanie zorganizowane przez magazyn „Aqua Vitae” odbyło się 8 czerwca, prowadził je Łukasz Gołębiewski, redaktor naczelny dwumiesięcznika, a gościem specjalnym był sam Krzysztof Maurer.
– Tradycja upraw sadowniczych, a także upłynnianie owocowych skarbów w regionie Łącka jest bardzo długa. Produkcja chałupnicza tu kwitnie. Ja rozpocząłem swoją działalność w 2002 roku od tłoczenia soków, z czasem zrozumiałem, że naturalną drogą będzie zagospodarowanie własnych owoców i wytwarzanie destylatów. Jako jedyny z regionu postanowiłem produkcję zalegalizować. Pięć lat temu odbył się pierwszy odpęd ze śliwek – relacjonował Krzysztof Maurer. W trakcie spotkania opowiadał o trudnej doli producenta alkoholu w naszym kraju. Był pionierem, który przecierał szlaki, walczył o zmianę przepisów. – Przynosiłem politykom rozwiązania z innych krajów, jeździłem, podglądałem, jak to funkcjonuje, a przy okazji sam uczyłem się wiele na temat produkcji – opowiadał właściciel destylarni. Podkreślał przy tym, jak wiele sprzedawanych jest podrabianych śliwowic, które nie mają wiele wspólnego z tą prawdziwą z Łącka, a przez to, że są nielegalne, nie podlegają żadnym kontrolom. On sam kontynuuje tradycje rodzinne. – Moi przodkowie w świetle przepisów byli bimbrownikami, ja jestem gorzelnikiem – podkreślał (zachęcamy również do lektury wywiadu z Krzysztofem Maurerem w numerze 5/2015 „Aqua Vitae”).
Choć okowity przynoszą już pierwsze zyski, wciąż nie jest łatwo, a tłocznia soków jest bardziej dochodowym przedsięwzięciem. Manufaktura Maurera zdobywa jednak coraz większą popularność wśród smakoszy trunków, którzy szczególną uwagę przykładają do jakości, oryginalności, regionalności i oczywiście smaku. A ten, jeśli chodzi o okowity z Zarzecza, gdzie mieści się wytwórnia destylatów, jest wyjątkowy.
Degustacja obejmowała pięć trunków: śliwowicę 50%, okowitę z aronii 50%, okowitę z gruszek 50%, okowitę z czarnej porzeczki 50%, i najnowszy produkt – okowitę z jabłek z dębowej beczki 50%. O każdym z nich właściciel Manufaktury Maurera opowiadał niezwykle ciekawie, widać było, jak wiele serca włożył w ich wyprodukowanie. To była opowieść o ciężkiej pracy, zaangażowaniu i pasji, która zmienia życie.
Ale wróćmy do tego, co otrzymaliśmy w kieliszkach:
Śliwowica – łagodniejsza wersja (tradycyjnie 70%) – w aromacie niezwykle śliwkowa, w ustach słodycz dojrzałych śliwek, nieco posmaku pestki (do fermentacji idą całe owoce, łącznie właśnie z pestkami), w ogóle nie czuć mocy, smak śliwek długo utrzymuje się na podniebieniu. Majstersztyk!
Aroniowica – aromat mocno owocowy, w ustach lekka ziemistość, typowa dla tego cierpkiego owocu, lekko słodkawa, z nutą chrzanu, wydawałoby się, że do produkcji użyto podsuszonych owoców, ale jak zapewnił producent, owoce do destylacji są świeże. Niezwykłe zaskoczenie! Owoc znany z nalewek, w destylacji mijany szerokim łukiem, a szkoda. Maurer pokazał, że jest w nim moc, nie tylko witaminy C.
Gruszkowica – do jej produkcji użyto kilku odmian gruszek, m.in. konferencja, klapsa, faworytka. Aromat znów niezwykle gruszkowy, to tajemnica producenta, który wie, jak uzyskać tak trwały zapach, który niewątpliwie płynie z owoców, a nie sztucznych dodatków. W ustach słodycz, nieco migdałów. Dobre, ale jednak jestem zwolenniczką okowity Williams.
Porzeczkowica czarna – podobno rarytas destylacji owocowej dla smakoszek (panie sięgają częściej niż panowie po ten trunek), do produkcji używa się całych owoców, łącznie ze skórkami i pestkami, aromat – nikogo nie zeskoczę – mocno porzeczkowy, przyjemny, a w ustach – porzeczka, nieco rodzynek, posmak suszu bożonarodzeniowego, lekka słodycz. Smakowite wspomnienie lata.
Jabłkowica dębowa – destylat spędził dwa lata w dębowej beczce po czerwonym winie. Przyznam się, że nie jestem zwolenniczką ani destylatów jabłkowych, ani cydru, ale wersja Maurera bardzo przypadła mi do gustu. Może dlatego, że dębina nasiąknięta alkoholem pięknie oddała to, co najlepsze polskim jabłkom. Jest tu i słodycz, i cierpkość, żadne tam ogrody pachnące jabłkami, raczej winne dojrzale jabłka podjadane w cudzym sadzie, ale w miłym towarzystwie.
Po takiej degustacji można nabrać ochoty na więcej, zwłaszcza że Krzysztof Maurer ma w swojej ofercie jeszcze: borówkowicę, brzoskwiniowicę, czereśniowicę, Golden Delicious, malinowicę, wiśniowicę, jabłkowicę z miętą, jabłkowicę z melasą i rozmaite wina owocowe (aroniowe, agrestowe, borówkowe, dzika róża, porzeczkowe, rabarbarowe, wiśniowe, śliwkowe), że o sokach nie wspomnę.