Satyra jest wszechobecna. Dlatego wyrażam przekonanie, że Państwo, za moim przykładem, urządzą w swoich głowach salonik, z dywanem, stolikiem, kwiatami i fotelem bujanym, z którego Pani Satyra mogłaby, w przypływie łaskawej życzliwości, pozdrowić Państwa przez symptomatyczne przymrużenie oka.
Z prywatnych orbit świadomości przejdźmy do orbity wokółziemskiej, która jest wypadkową naszych wyobrażeń. Tutaj jest miejsce na spostrzeżenie: myśli zawarte w tej książce są jakby ogólnospołecznym produktem świadomości i podświadomości. Dlatego wysuwam tezę: wszyscy w pewnym stopniu możemy czuć się współautorami. Moja zasługa, zgodnie z kwalifikacjami, sprowadza się do pozamiatania (czynność niegodna Państwa) tego wszystkiego w jedno miejsce, nazwane pod presją nietypowej skromności „Głos Boga”.
Mam wiarę, ba przekonanie, iż dysponują Państwo niewyczerpalnymi pokładami łaskawości, ponad standardowej przyzwoitości i zwykłej ludzkiej ciekawości, objawionej w słowach: „co my tutaj, panie Piechowicz, powypisywaliśmy”.
Proponuję czytanie „Głosu Boga” jak spacer po sklepie. Rad byłbym, gdyby przy wyjściu w Państwa koszykach to i owo się znalazło.