31 maja w restauracji Specjały Regionalne odbyła się degustacja okowit, likierów i whisky z destylarni Wolf. Spotkanie prowadził Michał Płucisz, master distiller i twórca marki.
Na początek gospodarz zaproponował White Wolf Polish Rye (45%) – alkohol destylowany dwukrotnie z własnego zacieru żytniego, odbierana środkowa frakcja. Leżakuje w cysternach przez 30 dni przed rozlaniem do butelek. Aromat słodki, zbożowo-owocowy, zielone ziarno, zielone jabłka, miód. W smaku słodka, delikatna, czarny chleb, a nawet pumpernikiel. I miód w finiszu. – Chciałbym pokazać jak duży potencjał ma polskie żyto. U nas zawsze było produkowane to, z czego w USA powstaje rye whiskey, tylko nie mieliśmy cierpliwości, żeby wlewać to do beczek. Nazywamy to bimbrem i jesteśmy jedynym krajem, w którym bimber ma pejoratywny odbiór – mówił Michał Płucisz.
Następnie goście próbowali dwóch whiskey z różnych beczek i z różnych zbóż. Wolf Single Grain Whiskey Polish Oak – ex Porto 3YO (47%) to destylat z jęczmienia słodowanego (85%) i niesłodowanego (15%). Amerykański i polski dąb, w beczce przez trzy lata wcześniej leżakowało porto. W nosie dużo zboża i słodkie czerwone owoce, zioła, polne kwiaty. W ustach bardzo delikatne, nuty wina i miodu. Finisz pieprzny i rozmaryn, kmin. I Wolf Single Rye Whiskey (46%) – mariaż dwóch beczek, z amerykańskiego białego dębu i polskiej beczki, leżakowane przez trzy lata. W aromacie uderza wanilia, głębiej – pieprz i miód akacjowy. W ustach najpierw słodycz, dużo miodu, potem pieprz kajeński, rozgrzewająca. A w finiszu – słodkie skondensowane mleko. – W przypadku alkoholi starzonych rolę odgrywa nie tylko czas leżakowania i rodzaj beczki, ale nawet miejsce i temperatura – mówił Michał Płucisz.
Po whisky przyszedł czas na Wolf Wild Polish Grape Brandy Hungarian Oak (45%) – z wytłoczyn po polskich dzikich winogronach, fermentowane z udziałem dzikich drożdży. Wydestylowane w 2017 roku, 6 miesięcy leżakowania w nowych beczkach z węgierskiego dębu. W nosie czekolada z solą i chili, kawa z mlekiem. W smaku sporo ziaren kawy.
Były też dwa mocne likiery. Wolf Ginger Liqueur + Raspberry Honey (45%) na bazie destylatu żytniego. W nosie czuć i imbir, i miód malinowy, ale w smaku też ostry pieprz i toffi. Nic słodkości. Finisz krótki, rozgrzewający, ziołowy. Dobry do azjatyckiej kuchni. I Wolf Bitter Summer (45%) – mieszanka dziesięciu ziół, w tym trzy rodzaje chmielu, gałka muszkatołowa, goździki, różne elementy drzew iglastych – pączki, igły, szyszki, grejpfrut. Wszystko macerowane razem. Trzy miesiące maceracji w spirytusie żytnim, bez cukru. Aromat bardzo pomarańczowy, mandarynkowy i goździki, a w ustach bardzo gorzkie – albedo, goździki, piernik. Smakuje bardziej jak Winter – likier bożonarodzeniowy – niż coś na lato.
A na koniec niespodzianka – Wolf Smokey (56%) – żytnia whisky z beczek wędzonych różnymi rodzajami drewna drzew owocowych i orzechowych, z odrobiną torfu. W nosie miód, wędzone śliwki. W smaku – wiśnie, śliwki – bardzo wyraźne w finiszu. Wilk przy ognisku. – Chciałem coś, co łączy nuty polskiego kompotu z suszu i oscypka – mówi Michał Płucisz.
Właśnie ten ostatni trunek zdecydowanie wygrał w opinii uczestników degustacji, uznany za ciekawą alternatywę dla szkockich whisky z Islay.