Whisky z Islay każdy zna. Ale wina? W klimacie, w którym z trudem rosną trawy i wrzosy, a tylko porosty na kamieniach mają komfort… Gdzie sól, gdzie wiatr, gdzie wciąż zacina deszcz. Tak. Jest na Islay jedna winiarnia, w samym Port Ellen, nazywa się Islay Wines i łatwo do niej trafić, bowiem w miasteczku jest kilka drogowskazów. Helen Carter porzuciła zawód nauczycielki w Bowmore i postanowiła poświęcić się swojemu hobby. Robi wina, fermentacja odbywa się w jednej z trzech sypialni w prywatnym domu państwa Carter, w ogródku prowadzone są degustacje, w towarzystwie trzech psów, uroczych spanieli.
Nie są to oczywiście wina gronowe. Pani Carter robi wina z rosnącego w ogródku rabarbaru i z dzikich jeżyn, których akurat w zimnym klimacie Islay nie brakuje, są lubiane jako żywopłoty otaczające posesje. Ale to, z czego Halen Carter naprawdę jest dumna, to wina z… jęczmienia, a jakże. Ich Barley Wine robione jest ze słodu jęczmiennego, który dostają z Bruichladdich. Do fermentacji, z udziałem drożdży winiarskich, dodają cukru w proporcjach 50:50. Cukier jest jednak niemal w całości odfermentowywany. Burzliwa fermentacja trwa dziesięć dni, a potem 3-4 tygodnie powolnego bąblowania dla pozbycia się reszty cukru. Nawet po tym czasie część drożdży nadal pracuje, Helen przerywa jednak fermentację odcedzając dwukrotnie wino znad osadów. Wino z rocznika 2018 ma zapach słodu, piwa, drożdży, smak cierpki, drożdżowy, utleniony, jak manzanilla. Edycja 2017 ma 14,3%, zapach siana, słodu, drożdży, utlenienia. W smaku półwytrawne, drożdżowe, coś między manzanillą a wytrawną maderą. Kwaskowy, cytrusowy finisz.
Otarte dla odwiedzających, będąc w Port Ellen warto wpaść i spróbować.