Kultowa książka dla osób, które lubią i potrafią znajdować radość z picia. Napisana z przymrużeniem oka, pełna anegdot i ciekawostek jak choćby brandy destylowana przez wymrażanie. Niedawno ukazało się jej drugie polskie wydanie. Absolutnie daleka od politycznej poprawności, chwaląca może nie tyle sybarytyzm, co pożytek z wesołego, towarzyskiego stylu życia. „Żadna większa cywilizacja nie narodziła się tam, gdzie pito wyłącznie wodę”, pisze autorka.
Nie wiadomo, jak wiele zebranych tu zabawnych anegdot i historycznych lub literackich odniesień, to fakty, a jaka część to wesoła konfabulacja, nie fakty są dla autorki ważne, lecz lekkość życia. Kto chce, niech wierzy, że termin „miesiąc miodowy” pochodzi od zwyczajowego podarunku ojca panny młodej – miesięcznego zapasu miodu pitnego. Nawet jeśli tak jednak nie było, to czyż nie byłby to miły sercu obyczaj? Podobno w 1720 roku 600 tys. londyńczyków produkowało i wypijało 9,5 mln l ginu rocznie! To już mniej miłe, zwłaszcza, że tani gin piła do nieprzytomności głównie biedota. Barbara Holland skacze po epokach, kontynentach, trunkach, daje rady jak się dobrze bawić, jak samemu destylować, co z czym mieszać. Podobno królowa Elżbieta I wypijała pół na pół kieliszek czerwonego wytrawnego francuskiego wina i szkockiej whisky, dziś drink ten poszedł w niepamięć, ale może zainspirować. Autorka absolutnie odradza jogging i odurzanie się wywołującą niezdrowe podniecenie kawą, zamiast siłowni, proponuje knajpę. Jakże nie lubić tej książki?
tłum. Jacek Konieczny, W.A.B., Warszawa 2014, s. 176, ISBN 978-83-280-0818-2