Książka dawno wydana, w 2009 roku, ale teraz mi wpadła w ręce i się nad nią poznęcam. Właściwie poznęcam się tylko nad wstępem, bo dalej mi się nie chce, ale cała jest tak samo głupia jak krótki wstęp. Głupszych bredni nie widziałem w druku. Cytuję po kawałku plus moje pastwienie się.
Książkę rozpoczyna zdanie: „Alkohol towarzyszy ludziom od zarania dziejów i człowiek zaczął upajać się nim, całkiem dosłownie, od kiedy nauczył się wyjmować korek z butelki z winem”. Owszem, butelki znane były starożytnym, ale nie koniecznie służyły wtedy do przechowywania wina z korkiem, który prostaczek wyjmie i zacznie się upajać. Upajał się bez butelki i bez korka… u zarania dziejów (co za pompa!). Zwykle zresztą nie upajał lecz upijał (całkiem dosłownie).
Dalej, nic nie pomijam: „W różnych miejscach na ziemi alkohol pokazał wiele twarzy i odegrał odmienne role, m.in. uważano go za eliksir życia i ceniono za właściwości lecznicze. Nawet dziś alchemicy łączą go z wieloma przyprawami korzennymi, by stworzyć mikstury wpływające kojąco na duchową stronę naszej natury. Od wieków alkohol jest nieodłącznym elementem ceremonii religijnych i rytuałów, a radość z jego spożywania czerpały różne sławne postacie”. Pięknie to wszystko połączone w jeden ciąg przyczynowo-skutkowy. Dzisiejsi alchemicy – gdzie wy się chowacie ze swoimi przyprawami korzennymi, sławne postacie na was czekają i nogami przebierają.
„Alkohol miał również swój udział w zniszczeniu niektórych cywilizacji i odegrał znaczącą rolę w okresie wojen religijnych”. Od zarania dziejów alkohol niszczy wszelkie cywilizacje. A te wojny religijne to o wino mszalne czy o piwo rytualne?
„Doprowadził także do wprowadzenia pierwszej w historii USA prohibicji”. Skuteczny skurczybyk, to chyba Bourbon lobbował w Kongresie, wspierany przez Mr Rye. Alkohol pierwszy winien, ale pytanie za 100 punktów – jaki frant doprowadził do drugiej w historii USA prohibicji?
„Współcześnie alkohol jest uznawany za środek ułatwiający kontakty między ludźmi”. Wspaniałe zdanie dla autorów poradników biznesowych, public relations, ale także dla portali randkowych.
„Spożywany w umiarkowanych ilościach sprawia, że jesteśmy bardziej skłonni do rozmowy, pobudza zmysły, życiu dodaje smaku i podnosi libido. Gdy jednak z nim przesadzisz, obudzisz się z oczami przekrwionymi, jak u królika. Głowa będzie chciała eksplodować, niczym wulkan, a woń oddechu na pewno nie będzie należała do przyjemnych”. Wreszcie coś, na co czeka czytelnik – pobudzone zmysły, wyostrzone smaki, podniesione w górę libido. Tylko w obliczu takich atrakcji, jak zachować umiar? Oczy jak u królika po podniesionym libido jakoś bym zniósł, głowa jak wulkan też niech będzie, ale ta woń oddechu skutecznie mnie wzbroni przed przesadą w pobudzaniu zmysłów.
I na koniec trochę megalomanii: „Celem tej książki nie jest roztrząsanie, gdzie, dlaczego i jak dużo pijesz, lecz poszerzenie wiedzy na temat tego, co dobrego wybrać do picia – naturalne jasne piwo, dobre rocznikowo wino, wysokoprocentową wódkę, a może wyborną whiskey. Warto wspomnieć, że zanim dobrniesz do końca książki, będziesz nie tylko ekspertem od alkoholi, lecz również opanujesz triki barowe uatrakcyjniające każdą zabawę”.
Mam wrażenie, że pisał to kretyn, albo że polski tłumacz był pijany, a wydawca miał oczy jak u królika, kiedy podpisywał umowę na zakup tego wiekopomnego dzieła. To jest tylko krótki wstęp, ale tam w środku są nie tylko brednie, ale i rzeczy wyssane z palca. Jeśli dobrniesz do końca książki, możesz zepsuć każdą imprezę, opowiadając ludziom pierdoły, a libido spadnie ci do zera, bo to wstyd powtarzać głupoty. Pan David Bramwell zasługuje na tytuł największego błazna wśród autorów książek o alkoholach.