Autorka pochodzi z Bułgarii, w rodzinie robiło się rakije od pokoleń, a mimo to z książki niewiele dowiadujemy się o tym narodowym trunku. Autorka ma do rakii zresztą podobny stosunek jak większość Bułgarów. Odwiedziłem kilku małych i średnich producentów, którzy destylują na klasycznym kociołkowym sprzęcie, palenisko, miedziany hełm, odbiór destylatów na wyczucie, zasady BHP nieznane. Na pytanie, z czego jest robiona rakija, Bułgar zwykle odpowie, że z winogron, ale tak naprawdę, to z tego, co jest. Czyli do winogron doda wina, jeśli skwaśniało, wrzuci klika jabłek, jeśli nadpsute, śliwki robaczywki itd. Rakija to swego rodzaju sposób na utylizację płodów sadów, co autorka eufemistycznie nazywa „zero waste”. Zaczyna opowieść o rakii od kilku narodowych porzekadeł, w rodzaju: „Jaka jest różnica między Bułgarami a Niemcami? Kiedy Niemcy wypijają dwa piwa, to przechodzą na ty, a Bułgarzy – na rakiję”. Albo: „Człowieka i zwierzę różni 50 gramów rakii”. Brakuje informacji o typowych szczepach wykorzystywanych winogron, chciałoby się więcej o produkcji. Fermentacja zwykle jest spontaniczna, z udziałem dzikich drożdży, destylacja dwu lub trzykrotna. Bułgarzy wierzą, że to oni wynaleźli rakiję, podobnie jak Polacy wierzą, że wynaleźli wódkę. I tyle w tym samo prawdy. Na stanowisku archeologicznym Trapezica w Wielkim Tyrnowie, dawnej stolicy Bułgarii, odnaleziono czarkę z inskrypcją opisującą rakiję. Każdy naród dumny ze swoich alkoholi ma takie niebywale cenne odkrycia. Autorka pisze też trochę o piwie, trochę o winie, zdecydowanie za mało, więcej o przekąskach do alkoholi, bo Bułgarzy zakąszają, a nie popijają. Magdalena Genow powtarza, niestety, banialuki, w które wierzy większość Bułgarów, że najlepsza i najzdrowsza rakija powstaje w domu, bo jest naturalna, a sklepowe są złe, że „najskuteczniej leczy rakija, która ma 52%” itp. Z moich wizyt w wielu destylarniach w Bułgarii wyłania się całkowicie inna prawda. Obecnie najlepsze rakije powstają w dedykowanych im większych zakładach, z dobrze wyselekcjonowanych owoców, przyzwoite u winiarzy, natomiast większość tzw. domowej rakii, to śmierdząca lakierem berbelucha, a jak nie lakierem, to zgniłymi owocami. Traktowanie destylacji jako forma utylizacji odpadów było naturalne w dawnych czasach, ale wymagania konsumentów od tamtego czasu się zmieniły i dzisiaj bardziej niż moc alkoholu, ceni się aromat i smak. Paląca i cuchnąca rozpuszczalnikiem oleista ciecz nie jest ani smaczna, ani zdrowa. Autorka opowiada też kuriozalne historie o „bułgarskim koniaku”, jak pisze, czyli o napoju spirytusowym Słoneczny Brzeg, wychwalając pod niebiosa, jako najlepszy prezent z Bułgarii. Uchowaj mnie Panie przed znajomymi, którzy by mi takie prezenty z wojaży przywozili. Słoneczny Brzeg ma tyle wspólnego z koniakiem, co osioł z rumakiem. Bułgarzy robią znakomite brandy – Preslav, Pliska, Black Sea Gold, a Slanchev Briag to najtańszy i najpodlejszy trunek, oferowany w dyskontach oraz plażowiczom w kurortach Morza Czarnego. Podsumowując – część książki poświęcona rakii bardzo rozczarowała.