To najsłabsza książka o alkoholu mojego ulubionego autora. Wiedza Dave’a Brooma o wódkach jest niepełna, często powtarza mity lub pisze nieprawdę. Pisze, że do polskiej żubrówki wkłada się trawę, na którą nasikał żubr, bo tylko taka jest dobra. Że w Polsce w średniowieczu każdy chłop pił i destylował wódkę. A destylacji nauczyli nas być może mnisi irlandzcy (sic!). Że od XV wieku uprawia się w Europie ziemniaki. Że w XVII wieku typowa polska destylarnia była wyposażona w miedziany alembik do dwukrotnej destylacji, a gdzieniegdzie i do czterokrotnej. Że w Polsce jest tysiąc gatunków wódki. Że do bloody marry najlepsza jest Wyborowa Pepper. Choć książka jest z 2015 roku, to autor informuje, że zakłady produkujące w Polsce wódkę wciąż są państwowe. Polskie dzieci już od najmłodszych lat odnajdują czar wódki w kieliszku z wiśniówką. W Rosji car Piotr Wielki osobiście wynalazł aparat do trzykrotnej destylacji wódki. I inne brednie, mity i stereotypy. Zdjęcia butelek są archaiczne (np. Wyborowa z Polmosu Józefów), niektóre ilustracje niedorzeczne (grupa biesiadujących w górach Mongołów i podpis, że wódka zawsze odgrywała ważną rolę w polskim życiu). Wódki wybrane do szerszej prezentacji są zupełnie przypadkowe, brakuje choćby tak ważnych marek jak Grey Goose czy Belvedere. W tym roku ma się ukazać zupełnie nowa książka Brooma o wódkach, mam nadzieję, że autor zebrał bardziej gruntowne informacje, bo inaczej będzie blamaż.