Autor jest dziennikarzem, magię whisky odkrył przypadkiem, płynąc promem na Islandię, gdzie dostał do spróbowania The Dalmore Aurora, czyli rzadką edycję single malt, i doszedł do wniosku, że to jednak coś innego niż zapamiętany z lat pierwszych alkoholowych inicjacji tani blend. Każdy miłośnik whisky kiedyś tego doświadczył, nie każdy jednak usiadł do pisania książki, i chwała im za to – wszystkim tym, którzy piją i nie piszą. Bo książek o whisky zrobiło się już zdecydowanie zbyt wiele, te same fakty powtarzane są dziesiątki razy, te same źródła, a i podobne doznania. Książka Dave’a Waddella niestety jest bardzo wtórna. Widać, że autor jest sprawnym dziennikarzem, pozbierał nieco informacji, zrobił kwerendę w bibliotece, zaliczył najważniejsze lektury i powtórzył to, co znalazł. Fascynacja książkami Dave’a Brooma jest aż nadto widoczna, co o tyle nie dziwi, że Broom rzeczywiście potrafi pisać o whisky jak nikt inny. Lepiej jednak pozostawić słowo mistrzowi, zamiast uprawiać apostolstwo.
Piszę nieco złośliwie, książka nie zawiera błędów i czyta się ją dobrze, ale jest tak fatalnie wtórna. Mam wrażenie, że Waddell wcale nie pokochał whisky, po prostu uznał ją za dobry temat do opisania. I odwalił robotę rzetelnie, ale bez polotu.