Bowmore wypuścił nową edycję swojej słynnej Trilogy, dedykowaną na rynek sklepów wolnocłowych, Travel Retail. Różni się od poprzedniej edycji zarówno niższą ceną, jak i młodszym wiekiem trunków. Degustacje w warszawskim Bristol Clubie poprowadził Jarosław Buss, którego firma Tudor House jest dystrybutorem marki Bowmore w Polsce.
Zacząłem od Bowmore Gold Reef, to whisky leżakowana głównie w beczkach po bourbonie pierwszy raz napełnionych, z niewielkim udziałem beczek po sherry. Dymny aromat, smak też z wyraźna nuta torfu, ale też karmelu i czekolady. Z trzech najbardziej torfowy i najbardziej słodki.
Bowmore White Sands to whisky 17letnia, leżakowana głównie w beczkach po bourbonie. Tu tez jest dużo torfu i dużo słodyczy, ale już nie czekoladowej, bardziej kukurydziano-waniliowej wyciągniętej z beczki po bourbonie. Można powiedzieć, że to klasyczny styl Bowmore, zrównoważona, świetna whisky na wieczór.
I Bowmore Black Rock, whisky która nie ma podanego wieku, a leżakowana głównie w beczkach po sherry. Najdelikatniejszy aromat, najmniej torfu, za to pojawiają się wyraźne nuty wina, a także tony maślane. I tu nota
Z not widać, że są to whisky tej samej klasy, nie przypadkowo tworzą trylogię. Mają wiele cech wspólnych, torfowość i słodycz, maja też niuanse, które pozwalają łatwo je odróżnić. Jest rzeczą gustu, którą wybierzemy. Mi najbardziej odpowiada klasyczna White Sands, co nie znaczy, że jest lepsza od pozostałych. To więcej niż poprawne whisky, ale w zachwyt nie wprawiają. Według mnie ustępują klasycznemu Bowmore 18YO czy z młodszych edycji bardzo udanej Bowmore 12YO Malt Cask z kolekcji Douglasa Lainga. Jest to klasa porównywalna z Bowmore Legend lub Bowmore 12YO, ale warto zapłacić trochę więcej za smakowe niuanse.