Każdy hobbysta mocnych trunków koniecznie musi udać się do Hasselt zwiedzić Nationaal Jenevermuseum, czyli muzeum jałowcowo-słodowej brandy, którą destyluje się w Holandii, Belgii i na północy Francji. W samym Hasselt działa wiele gorzelni, także w muzeum destylowany jest genever (1000 litrów rocznie i nie jest on dostępny nigdzie poza muzealnym barem) i macerowane są likiery (anyżowo-lukrecjowy i pomarańczowy). Muzeum przedstawia historię trunku, jest poglądowy film oraz dziesięć sal wystawowych. Ulokowane w zabytkowym budynku gorzelni muzeum działa od XIX wieku. Na tablicach przedstawiono proces destylacji, pokazane są zabytkowe alembiki, kolumny destylacyjne, stara linia do butelkowania, cysterny do fermentacji, stare butelki, kieliszki, plakaty reklamowe, można obejrzeć zboża i zioła wykorzystywane do produkcji genever oraz poznać zapach poszczególnych odmian tego trunku – podobnie jak w muzeum Bolsa w Amsterdamie, gdzie też sporo miejsca poświęca się genever. W barze można spróbować wszystkich wytwarzanych w Belgii, 145 typów genever z 55 gorzelni, mały kraj a jaki raj. Można, ale żeby spróbować wszystkich trzeba by tu siedzieć przez dwa tygodnie, skonstatowałem z żalem i przystąpiłem do degustacji ze świadomością, że pozostanie jeszcze dużo, dużo, dużo zaległości. Z tego, co spróbowałem na najwyższe noty zasługuje Hechtelse Moutwijn, bardzo słodowy o mocy 50%, smakujący jak słodowe piwo, rewelacja. Z genever jest jak z whisky, każdy smakuje inaczej, chyba że to jonge jenever (młody, nie starzony), wówczas smaki różnią się mniej gdyż silniej czuć dominujące jagody jałowca.
Miałem ruszyć dalej jeszcze do gorzelni whisky Sowa, ale za długo zeszło w muzealnym barze. Obok Hasselt jest skansen Bokrijk i tu się skierowałem, bardzo sympatyczne miejsce, ogromny teren, wszędzie można wejść, wszystkiego dotknąć, a urozmaiceniem są pogryzające trawę stada owiec. I zaprzyjaźniłem się z tłustym biało-burym kotem. W Belgii niewiele się widzi kotów, a bezpańskich prawie w ogóle. Aha, a w barze na terenie skansenu też jest genever, w tym jabłkowy, który spróbowałem po raz pierwszy, smakuje prawie tak samo jak niemiecki apfelkorn. I jeżynowy, ale niedobry, choć darowanemu koniowi… dostałem go gratis od pani właścicielki baru, która też jest amatorką genever i wpadła w zachwyt, zmieniwszy zdanie o Polakach, którzy – jak sądziła – piją tylko czystą wódkę a narodowy destylat Belgów mają za nic. Otóż nie, droga pani, tłumaczyłem, narodowy destylat Belgów to mistrzostwo destylacji!
No to tyle przyjemności na dziś.
Stara gorzelnia w Hasselt, w której obecnie działa muzeum Genever
Fragment ekspozycji
Muzealny bar
Filmik o historii trunku
Sielskie Bokrijk
Tłusty kot
Mało towarzyska owca
Przyjacielskie prosię zwęszyło Genever