To moje nie pierwsze i nie ostatnie spotkanie z firmą Brill, małą, ale bardzo kreatywną destylarnią z wioski Harc, niedaleko Szekszárd. Słyną z destylatów z winogron i wytłoków winogron oraz z eksperymentów z destylowaniem warzyw. Tym razem jednak usiadłem do bardziej „madziarskiej” części ich oferty, czyli tradycyjnych węgierskich owocowych pálinek, wspartych destylatem z maceratem ostrej czerwonej papryki.
Na pierwszy ogień wziąłem węgierski klasyk, czyli morelowicę – Brill Barack Pálinka (40%). Aromat rozczarował, bo czuć w nim nie tylko morelę, ale też kiszoną kapustę (sic!), smak jest równie niedobry jak aromat, tu daje się wyczuć nieprzyjemna nuta metaliczna i pestkowa, pozostaje w ustach mdły smak, brakuje jej też mocy oraz wyrazistości. Rozczarowania.
Kolejna to również klasyka, czyli gruszkowica – Brill Körte Pálinka (40%). Aromat ma delikatny, gruszek, ale bynajmniej nie słodkich Williamsów. Smak przyjemny – wyraźnie gruszkowy, ale z nutą liści, która bynajmniej nie przeszkadza, daje wyobrażenie gruszkowego sadu. Orzeźwiająca, balansuje się cierpkość i słodycz. Wydestylowana bez zarzutu, kwestią gustu jest sam smak gruszki, mi odpowiada, ale wielu będzie pewnie wolało słodsze odmiany.
Owocowe trio dopełniła czereśniowica – Brill Cseresznye Pálinka (40%). Aromat fantastyczny, oto cały owoc – miąższ, skórka, pestka, ogonek i liść, lubię gdy destylat owocowy ma taki kompleksowy zapach. Smak dość zaskakujący jak na czereśnie, bo jest w nim ziemistość, jest też ta nieprzyjemna nuta metaliczna. Nie mogę powiedzieć, że mi nie smakuje, jest przyzwoita, aromat obiecywał jednak coś lepszego. Dopiero po przełknięciu, po chwili czujemy odległy smak czereśni. Więcej obiecuje niż daje.
I na koniec wspomniana paprykówka, czyli piekło w gębie – Brill Paprika Eszencia (38%). Nie należę do miłośników takich alkoholi, nadają się do koktajli z sokiem pomidorowym, same są jednak na ogół zbyt pikantne. W tym przypadku najpierw uwodzi jednak aromatyczna węgierska papryka, którą bardzo lubię. W ustach w pierwszej chwili niemal słodka, już się wydaje, że to nie jest ostra papryka, ale to tylko pierwsze wrażenie, bo po chwili przyjemnie rozgrzewa i pali. Trzeba przyznać, że jest zrobiona znakomicie, alkohol bazowy chyba pochodzi z wytłoków winogron, nie ma to znaczenia, bo papryka dominuje nad całością w sposób niepodzielny. Jeśli wierzyć rysunkowi na etykiecie, to użyto dwóch rodzajów ostrych papryk w maceracji tego alkoholu. Przyznam, że jestem pod pozytywnym wrażeniem.
Po spróbowaniu paprykówki z tym większą niecierpliwością czekam dnia, w którym posmakuję czekających na otwarcie siedmiu destylatów warzywnych z gorzelni Brill. Spodziewam się rarytasów. Ale cierpliwie je trzymam na specjalną okazję.