Stefan Jakucewicz to najwybitniejszy w Polsce ekspert w dziedzinie papierów do poligrafii, dr nauk technicznych, profesor Politechniki Warszawskiej. Autor ponad czterdziestu książek i podręczników wydanych w Polsce, Szwajcarii, Niemczech, na Słowacji i na Ukrainie – z zakresu poligrafii, papiernictwa, opakowań, kulinariów i filatelistyki. Autor m.in. książki „Trunki poligrafów” z zebranymi przez siebie wśród kolegów z branży propozycjami na rozmaite drinki, nalewki i inne cuda z procentami. A piszę tu o nim nie dlatego, że pomyliły mi się rubryki, ale oto Stefan Jakucewicz przysłał mi swoją recenzję książki „Wódka”. Jak sam niżej pisze, znany jest z tego, że dobrej wódki nie odmawia, wie zatem o materii nie mało, zwłaszcza, że 65 lat z okładem przeżył. Pozwolę sobie zatem zamieścić tu opinię o mojej książce napisaną przez guru polskiej poligrafii.
Łukasz Gołębiewski znany dziennikarz, poeta, prozaik, krytyk literacki i wydawca oraz znawca alkoholi. Jest także prezesem zarządu spółki Biblioteka Analiz Sp. z o. o. Prowadzi największy w Polsce serwis poświęcony mocnym alkoholom – Spirts.com.pl. Redaktor naczelny dwumiesięcznika o mocnych alkoholach „Aqua Vitae”, którego pierwszy numer datowany styczeń/luty 2015 znajduje się obecnie w sprzedaży.
Wracając jednak do ab ovo – Łukasz Gołębiewski wydał pod koniec 2014 roku w wydawnictwie FK Olesiejuk książkę pt. „Wódka”. Publikację profesjonalnie wydrukowały Białostockie Zakłady Graficzne S.A. Składa się ona z siedmiu rozdziałów, wstępu, wykazu producentów, bibliografii i indeksu. Książka jest bogato ilustrowana unikatowymi zdjęciami.
Rozdział I – Historia i pochodzenie wódki – jest świetnym materiałem dydaktycznym w pigułce nic dodać nic ująć.
Rozdział II – Z czego i jak powstaje wódka – bardzo przystępnie napisany rozdział, aczkolwiek czuję pewien niedosyt wiadomości – powiedziałbym, że zbyt lakoniczne autor podszedł do zagadnienia.
Rozdział III – Najważniejsze marki światowe – to poza tzw. internacjonałami, czyli znanymi na świecie markami wódki – subiektywny wybór autora książki. Zdaję sobie sprawę, że taki wybór jest bardzo trudny, osobiście bym niczego mnie usuwał, ale trochę jeszcze dodał.
Rozdział IV – Tradycyjnie polskie – także trudny wybór autorski. Jestem trochę starszy (jakieś 20 lat) od autora i mam nieco inne wspomnienia związane z tradycyjnie polskimi wódkami. Wspominam z rozrzewnieniem wytrawną Cytrynówkę Pomorską czy też Śliwowicę Sądecką i niepijaną u mnie w domu Myśliwską, która była pita dopiero po dodaniu do kieliszków ziarenek palonej kawy. Jako wielbiciel calvadosu i innych wypalanek jabłkowych wdzięczny jestem autorowi za przypomnienie Złotej Jesieni, Złotej Renety oraz Ognistego Ptaka. Szkoda, że tego już nie ma.
Rozdział V – Jak podawać wódkę? Bardzo zgrabny dydaktyczny rozdział. Społeczeństwo należy edukować, aby nie popaść w pijaństwo.
Rozdział VI – Koktajle na bazie wódki. Także bardzo trudny wybór powodowany zapewne smakiem. Sam byłem jeszcze do niedawna znany z tego, że z trunków mieszanych na bazie wódki pijałem tylko czystą z czystą. Dla zainteresowanych polecam książkę Petera Bohrmanna „Leksykon 1444 napojów mieszanych” (Kaliope, Warszawa 1993), w której notabene autor jest cytowany jako autorytet w sprawie powstania aqua vitae.
Rozdział VII – Muzea poświęcona destylacji wódki. Przyznam się bez bicia, że w żadnym tego typu muzeum w Polsce nie byłem. Myślę, że trzeba to nadrobić. Zwiedzałem oczywiście muzea whisky w Szkocji i koniaku (w zasadzie Weinbrandu) w Niemczech – oczywiście połączone z degustacją. Ciekaw jestem, jak taka degustacja wyglądałaby w Polsce?
Autor stał przed bardzo trudnym zadaniem – co wybrać z marek do przedstawienia w książce? Pomimo, że zostało opisanych łącznie z charakterystykami prawie tysiąc marek (nie liczyłem), odczuwam braki w markach: czeskich, słowackich, węgierskich, niemieckich, rosyjskich i ukraińskich. Zaczynając od ukraińskich to trudny wybór, gdyż bywając kilkadziesiąt razy w Kijowie i Lwowie oglądałem mnogość gatunków – moi znajomi w odpowiedzi na pytanie, ile jest gatunków wódki na Ukrainie – odpowiadali zawsze: ponad tysiąc. Z wódek rosyjskich brakuje mi Pszenicznoj i Sibirskoj. Brakuje także wypalanek węgierskich, czeskich, słowackich i niemieckich oraz niemieckich i austriackich obstlerów. Przydałyby się informacje o czeskiej Starej Mysliveckiej czy o polskim Potato Strykover Vodka. Osobiście jako ciekawostkę podałbym informację o wożeniu norweskiej Linie Aquavit statkiem na trasie Oslo – Nowy Jork – Sydney – Oslo. Szkoda, że brakuje informacji o słynnej chińskiej Maotai.
Książka „Wódka” jest godna polecenia wszystkim miłośnikom tego trunku oraz zdeklarowanym abstynentom, aby przeczytali, co tracą. Znany jestem z tego, że dobrej wódki nie odmawiam. Mam trochę o niej pojęcie. Szwendałem się po całej Europie, części Azji i Afryki. Rozeznanie terenu zaczynałem od knajp i sklepów. W związku z tym mam swoje typy wódczane. Części z nich nie znalazłem w książce Łukasza. Szkoda. Mimo to uważam, że autor wykonał heroiczną pracę, oddając w nasze ręce swoją książkę o wódce. Jaka to praca, wiem po redagowaniu i pisaniu książki „Trunki poligrafów” wydanej w 2009 roku.
Kończąc uważam, że przydałaby się tekturka z wykazem wódek do odhaczania po konsumpcji, jako załącznik w postaci zakładki do książki.