22 stycznia Scotch Malt Whisky Society zorganizowało w Warszawie spotkanie w rocznicę urodzin Roberta Burnsa, narodowego szkockiego poety. Na powitanie goście dostali sloe whisky, whisky z tarniną. – Robert Burns zapewne nie byłby szczęśliwy widząc, że bezcześcimy jego ulubiony trunek – stwierdził prowadzący spotkanie Stephen Sweaney. Robert Burns uwielbiał whisky, sławił ją w swoich wierszach, choć jego zawód polegał na tropieniu nielegalnych destylarni. Dla uczczenia Burnsa goście otrzymali cztery whisky ze Speyside oraz jedną z Islay. Stephen recytował wiersze poety. Recytowali także goście, a na koniec zaprezentowane zostały piosenki do słów szkockiego barda. Do whisky podano ulubione danie Szkotów – haggis, czyli owcze podroby – przygotowane na trzy różne sposoby.
SMWS 39.88 Luxurious and Curvaceously Seductive (47,8%) 22YO, destylacja 1990, 231 butelek, Linkwood, beczka po bourbonie. Barwa ciemnego wrzosowego miodu, oleista, łzy bardzo leniwe. W aromacie bardzo dużo bakalii – rodzynki, suszone morele, wiśnie, orzechy laskowe. Także dużo wanilii, lukru, toffi, ciasta drożdżowego. W ustach słodko i cierpko jednocześnie, nuty wytrawne, a nawet pieprzne, jak z beczki po wytrawnym winie, ale jednocześnie czuć słodycz wanilii i kukurydzy, słodkie wiśnie. Bogata, pełna, ale mało harmonijna. W finiszu pleśń, pieprz. Po dodaniu odrobiny wody aromat robi się bardziej maślany, biszkoptowy, ale i stara beczka. A w smaku dochodzą skóra, tytoń i sól, a i dojrzałe pomarańcze, czekolada z orzechami laskowymi, nugat oraz jodyna.
SMWS 46.35 Cinfident, Understated Cask (54,6%) 17YO, destylacja 1998, 251 butelek, Glenlossie, ponownie napełniana beczka hogshead po bourbonie, barwa jasna, słomkowa, łzy bardzo leniwe. Aromat bardzo delikatny, miodowy i kwiatowy – wrzosy i konwalie, poza tym słód i drożdże. W ustach dość słodko – lukier, miodowe ciasteczka. Po dodaniu wody aromat się robi bardzo biszkoptowy, maślane ciasteczka, karmel. W ustach robi się już zdecydowanie słodko, ale monotonnie. W finiszu pojawia się kandyzowany imbir, a miód jest wszechobecny. Rozgrzewająca, na zimowe wieczory, jednak dość nudna.
SMWS 55.27 Sugar and Spice (57,2%) 17YO, destylacja 1997, 279 butelek, Royal Brackla, ponownie napełniana beczka hogshead po bourbonie, barwa złocista, jasno miodowa, podobnie oleista jak pozostałe, łzy gęste, ale ciężkie i bardzo leniwe. W aromacie nuty leśne – jagody jałowca, borówki, mech, ale też miód i słód, a dużo głębiej – soczyste winogrona i wiśnie, ciasto drożdżowe. W ustach maślana, smakuje w pierwszej chwili jak kawałek tłustej gotowanej białej ryby. Zaraz jednak ponawiają się przyjemne nuty likierowe – wiśniówka. Po dodaniu kropli wody w nosie dochodzą owoce z sadu – jabłka, brzoskwinie, morele. A w smaku dużo jabłek. Finisz lekko pieprzny, nuta pieczonego chleba, ziarna, cynamon i goździki. Niewątpliwie ciekawa whisky.
SMWS 48.53 Big Boots Fruity Bruiser (57,8%) 12YO, destylacja 2001, 228 butelek, Balmenach, pierwszy raz napełniona beczka po bourbonie. Barwa jasna, słomkowa, łzy gęste, średnio długie, powolne. W nosie: słód, drożdże, biszkopt, miód, czarny bez, mango, cytrusy. W ustach słodko i bardzo przyjemnie, moc w ogóle nie dusi tej whisky, jest miodowa tak bardzo, że można powiedzieć – deserowo. Do tego jednak dochodzą przyjemne nuty ziołowe, jak w miodzie spadziowym. Poza tym dużo brzoskwini, trochę owoców tropikalnych (banan, ananas, mango). Konsekwentnie słodka, niezwykle przyjemna. Po dodaniu kropli wody bardziej czuć beczkę po bourbonie, ale i tak to whisky tu rządzi, nie drewno. Posmak miodowo-ziołowy, pojawiają się: gałązka rozmarynu, igliwie, jałowiec, tuja. Jak na dwunastolatkę jest wyjątkowo udana.
SMWS 3.252 Gatsby Goes Barbie (57,9%) 16YO, destylacja 1999, 195 butelek, Bowmore pierwszy raz napełniona beczka po bourbonie. Barwa miodowo-złota, łzy bardzo gęste i bardzo oleiste, powolne. W aromacie: delikatny torf i dym, pieczone w ognisku jabłka i gruszki, nuty apteczna – jodyna. Ale też soczyste słodkie jabłko tu jest w aromacie oraz grejpfruty, które przyjemnie dopełnia te nuty apteczne. W ustach jest mieszanka: dym, słodycz, pieprz, sól, wytrawność, jak w pudełku z „fasolkami Bertiego Botta” z cyklu powieści o Harrym Potterze – wszystkie smaki. Można trafić na coś, co lubimy, ale nie zawsze i nie koniecznie. To nieszczęście nadmiaru. Przebogata whisky, tylko problem w tym, że nie ma nuty przewodniej. Może jest nią torf, a może owocowość, a może morze. Ale przecież jest tu także las – jagody, mech i igliwie. Są wędzone i zasolone ryby. Wszystko to razem jest i w ustach i w finiszu, choć na koniec pozostaje jednak posmak słodki – czereśni, dojrzałych gruszek. Niewątpliwie bardzo interesująca whisky, choć okropnie nieokrzesana. Niegrzeczna. Woda jej do niczego niepotrzebna, po dodaniu czujemy tylko ubytek mocy alkoholu, aromaty wciąż są nieskończenie bogate, ogranicza je tylko wyobraźnia pijącego.
Dwie ostatnie whisky były najciekawsze. Bowmore niezwykle bogaty, ale jednak wybrałbym na butelkę wieczoru dwunastoletnią Balmenach SMWS 48.53, stosunkowo młoda, a jakże już ładnie prezentująca się whisky.