– Jak znalazłeś się wśród twórców etykiet dla świata whisky?
Michał Kortas, właściciel Lemon-Art:– Tak naprawdę wyszło to zupełnie naturalnie, bez angażowania się w jakąś formę reklamy, czy prób pozyskania klientów. Wszyscy, z którymi aktualnie współpracuję to moi dobrzy znajomi, których poznałem podczas wspólnych degustacji. Połączyła nas więc pasja do whisky single malt. Wiele lat temu na forum, za którym stoją Rafał i Bartek (The Taste of Whisky), poznałem nie tylko założycieli jeszcze wtedy platformy Smak Whisky, ale także Daniela Orłowskiego (Best Whisky Market) czy Markusa Bombę (The Finest Malts). Działając już wcześniej jako grafik miałem doświadczenie w projektowaniu różnego rodzaju materiałów. Nowe znajomości zaowocowały współpracą przy istniejących czy powstających biznesach. Pierwszym zleceniem była etykieta na trzylecie działalności Best Whisky Market i był to ich pierwszy bottling. Współpraca z Danielem otworzyła możliwości i z czasem zgłosili się do mnie kolejni bottlerzy: The Taste of Whisky czy The Finest Malts. Aktualnie na koncie mam już kilkadziesiąt etykiet na whisky, a współprace rozpoczęte lata temu, trwają do dziś. Liczę więc na to, że jeszcze wiele projektów przede mną.
– Z których projektów i dlaczego jesteś najbardziej zadowolony?
MK: – Muszę przyznać, że właściwie ze wszystkich, bo każdy projekt to połączenie pracy i pasji do whisky. Co więcej współpraca z osobami, które dobrze znam i z którymi zdarza mi się spotykać, także poza pracą, to wielka przyjemność. Z tworzenia etykiet zawsze czerpię wielką satysfakcję. Jeśli jednak miałbym wskazać, które etykiety lubię najbardziej, to będzie to seria „Winter Dram”, którą tworzę w ramach działalności Stowarzyszenia Malt Whisky Club Poland. Przy ich tworzeniu mam całkowicie wolną rękę, tematyka jest wdzięczna, a brak ograniczeń czasu czy budżetu zdecydowanie pomaga w powstaniu etykiet, które zdobią te wydania.
– Co jest najtrudniejsze w tym fachu?
MK: – Myślę, że nie tylko przy etykietach na whisky, ale generalnie przy projektach graficznych największym problemem jest to, że trzeba się wyróżnić. Otaczają nas miliardy obrazów, zdjęć, opakowań, produktów. W czasach, kiedy śmiało można powiedzieć, że wszystko już było, ciężko stworzyć coś unikalnego. Wydaje mi się jednak, że branża whisky a właściwie bottlerów jest mimo wszystko dość niszowa i tu pole do działania jest generalnie bardziej przyjazne. Mimo to przy każdym nowym projekcie, zawsze najwięcej czasu zajmuje znalezienie tematu. Czasem przychodzi to szybciej, bo sama whisky czy moment jej wydania go wskazuje. Czasem jednak powstają różne szkice, są omawiane pomysły i dopiero po znalezieniu najlepszej koncepcji przychodzi czas faktycznego projektowania.
– Moimi ulubionymi seriami są te związane ze sztuką. Opisz proszę, jak tworzyłeś etykiety z obrazami Alfonsa Muchy i te ze znakami zodiaku?
–MK: – W obu powyższych przykładach to Daniel Orłowski zaproponował wykorzystanie tych dzieł. Pozyskał do nich prawa, a ja starałem się dobrać niezbyt dominującą otoczkę i wkomponować je w ograniczone przestrzenie etykiety czy pudełka. Grafika dość oszczędna miała wyeksponować piękno tych obrazów. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że to się udało. Są to serie przez wielu uznane za najładniejsze w Polsce. To jednak nie moja zasługa, a wykorzystanych obrazów. Ze sztuką miałem okazję ponownie pracować dość niedawno, przy tworzeniu etykiet na butelkę festiwalu DramOff, który odbył się w czerwcu 2024. Tu dzieło pana Jana Jagody z grupy Janowskiej zdobi limitowaną Lochindaal. Wiele osób zachwycało się tym projektem i myślę, że jego głównym atutem ponownie było postawienie na prostotę. Sztuka broni się więc sama, ja tylko staram się ją wyeksponować.
– Spytam teraz twórców marki The Taste of Whisky. Wydaliście już sporo butelek – skąd wzięliście pierwsze pomysły na etykiety? Trudny to był proces?
Rafał Kruk i Bartosz Woźniak czyli TTOW: – Pierwsze nasze etykiety, to seria „Whisky Elements”, która ściśle była związana z produkcją whisky. Wpadliśmy na ten pomysł bardzo szybko. Podekscytowani butelkowaniem swojej pierwszej beczki chcieliśmy zrobić coś związanego z produktem, który będziemy sprzedawać. Tak wpadliśmy na pomysł ważnych aspektów w procesie produkcji whisky. Glenrothes, którego wybraliśmy na pierwszą butelkę z serii, leżał w beczce 20 lat, więc dosyć oczywistym okazał się wybór „czasu” jako jednego z głównych czynników wpływających na smak trunku. Wszystkie założenia znaliśmy już podczas pierwszego butelkowania, pozostało nam tylko znaleźć odpowiednie beczki. Aby dodać jeszcze smaczku do całego projektu, postanowiliśmy zaprosić do współpracy holenderską artystkę Monique, która w świecie whisky była już znana z malowania cask-endów.
– Z których etykiet jesteście najbardziej zadowoleni?
BW: – Z mojej perspektywy Pin-up girls były najbardziej dopracowane pod względem serii. Najpierw powstała idea, a dopiero potem Adam narysował plakat, który został nałożony na pudełka i etykiety. Stawiając pudełka obok siebie, możliwe było utworzenie całego plakatu, co było w jakimś stopniu innowacyjne na polskim rynku i dawało mi sporo frajdy Z pewnością na wyróżnienie zasługuje również projekt etykiety „The Time”. Ma mnóstwo niedoskonałości, bo w 2018 wszystkiego się dopiero uczyliśmy, ale bez niej nie byłoby całej serii Whisky Elements, a tym samym The Taste of Whisky.
RK: – To nie jest łatwe pytanie, ponieważ już trochę etykiet mamy za sobą i wiele z nich bardzo mi się podoba. Jeżeli miałbym wyróżnić którąś specjalnie, to myślę, że jest nią wilk z serii „Zagrożone gatunki”. Podoba mi się jej klimat. Pamiętam dobrze, jak dopracowywaliśmy rozmieszczenie księżyca, aby logo się w nim zmieściło. Do serii zwierząt zmieniliśmy też drukarnie na inną, co dodatkowo dało fajny progres w jakości druku. Bardzo fajna jest też seria z mikołajem. Gdy wpadliśmy na pomysł siedzącego na beczce mikołaja z kieliszkiem w ręku, byłem podekscytowany i nie mogłem się doczekać pierwszego wydania oraz reakcji ludzi. Do tego wydania wykorzystaliśmy inny rodzaj papieru, a łatka „Santy from” chyba pozostanie z tą serią na zawsze.
– Moja ulubiona seria to Pin-up girls. Odwołujecie się w niej do lat 40./50. w USA. Co było dla Was najciekawsze w tej konwencji?
BW i RK: – Motyw Pin-up girls nie jest niczym nowym w branży alkoholowej, ale połączenie go z motoryzacją wydawało nam się być świetnym pomysłem. Wyszliśmy od Pin-up girls i do nich chcieliśmy dodać pojazdy z epoki. Motocykl Indian, to inspiracja pasją brata Bartka, z pewnością motocykle tej marki są bardziej niszowe niż chociażby Harley Davidson i naszym zdaniem doskonale wpisały się w koncept projektu. Z samolotem było trudniej, bo z awiacją nie mamy aż tak dużo wspólnego, ale odpowiednie rozeznanie pozwoliło nam wybrać egzemplarz pasujący do reszty pojazdów. Natomiast postawienie na czerwoną Corvette w cabrio, w towarzystwie blondwłosej Pin-upki o imieniu Pamela wydawało nam się tak oczywiste, że bez większego namysłu dopełniliśmy dzieła. Całość naszego pomysłu „na papier” przelał utalentowany grafik Adam Łapko. Zależało nam na tym, aby rysunek po naniesieniu na pudełka tworzył spójną całość, i cel ten osiągnęliśmy, ale nie obyło się bez kilku wyzwań. Był to dla nas wszystkich premierowy projekt, dotychczas nie mieliśmy okazji ze sobą współpracować, ale z pewnością jeszcze kiedyś coś wspólnie stworzymy. Seria została odebrana słodko-gorzko, otrzymaliśmy wiele pochwał za pomysł oraz wykonanie, ale jednocześnie odczuliśmy, że umieszczanie kobiet na etykiecie whisky w XXI wieku budzi pewne kontrowersje. Nie oznacza to jednak, że nie wrócimy jeszcze kiedyś do tego pomysłu.
– Markus Bomba jest szczęściarzem, wychował się w Limburgu. W miejscu dla whisky magicznym, w którym co roku organizowany jest najciekawszy festiwal. Tym bardziej jestem szczęśliwy, że The Finest Malts od kilku lat ma swoje stanowisko tam i jest to miejsce od którego zaczynam festiwal. Jakość trunków oceniam wysoko, podobnie jak etykiety. Sam kupiłem kilka butelek i zwlekałem ze skończeniem trunku bym mógł podziwiać ich piękno. Pamiętasz jak wymyśliłeś etykiete do swojej pierwszej butelki?
Markus Bomba: – Pierwszy bottling, składający się z łącznie czterech różnych whisky, to nasz najbardziej osobisty bottling, w którym etykiety grały co prawda bardzo ważną rolę, ale nie pod względem graficznym. To było coś, co zrobiliśmy przede wszystkim dla siebie samych nie bacząc na marketing czy kwestie rynkowe. Osobiście uważam, że w życiu każdego z nas nie tylko ludzie, ale również miejsca grają niesamowicie ważną rolę, bo podobnie jak ludzie w bardzo dużym stopniu wpływają na kształtowanie naszej osobowości. Dlatego pierwsze cztery etykiety przedstawiają nasze wspólne (moje i mojego wspólnika, Sebastiana) miejsca, które kształtowały nas na przestrzeni naszej ponad trzydziestoletniej przyjaźni. Etykieta nr 1 to motyw budynku wieżowca Messeturm przy targach we Frankfurcie, zwanego potocznie „Ołówkiem”. Pracując tam przez większość moich studiów, spotykałem ludzi z całego świata z całkowicie odmiennym spojrzeniem na w gruncie rzeczy te same sprawy. To niesamowicie poszerzyło moje horyzonty i spojrzenie na świat i ludzi. Etykieta nr 2 to katowicki Spodek, ponieważ tu się urodziłem, stąd pochodzę i jest to moje miejsce – myślę, że wpływu w tym przypadku nikomu nie trzeba tłumaczyć. Etykieta nr 3 – katedra w Limburgu oraz etykieta nr 4 – krakowskie Sukiennice, to znów „nasze wspólne” miejsca w Polsce i Niemczech, gdzie mieszkałem przez spory szmat czasu. Można więc powiedzieć, że pierwsze cztery etykiety to takie nasze osobiste „City Landmarks”. W zakresie realizacji naszych etykiet od samego początku pracuję z Michałem Kortasem. Znamy się już dosyć długo i w kwestiach graficznych czy, ogólnie szeroko rozumianego designu mamy bardzo podobne, a najczęściej wręcz identyczne spojrzenie. Pomysły i wizje zazwyczaj rodzą się w mojej głowie i wychodzą ode mnie. Wiele wspólnie dopracowujemy i ustalamy, nierzadko wprowadzam w trakcie prac różne zmiany ale ostatecznie oczywiście Michał ubiera to wszystko w kształt i nadaje obraz.
– Z której z twoich etykiet jesteś najbardziej zadowolony i dlaczego?
MB: – Nie potrafię wybrać jednej, z której jestem najbardziej zadowolony, bo każda nasza seria jest inna i coś przedstawia. Mówiąc „coś” mam na myśli nie tylko czysty obraz wizualny, z jego kolorami i detalami ale przede wszystkim to, że nasze etykiety przedstawiają coś więcej i mają pewne znaczenie. Kontynuacja etykiet „City Landmarks” – w odwróconej i przyznam lepiej prezentującej się konwencji kolorystycznej – przedstawia architekturę, która wywarła na mnie wpływ zawodowo. Są to jednak również budynki, które bardzo mocno wpływają na otoczenie, tworząc ład przestrzenny, który bezpośrednio wpływa na ludzi. „City Landmarks”, to nie tylko najbardziej rozpoznawalne budynki, to przede wszystkim miejsca, które kształtują naszą przestrzenną rzeczywistość. Bardzo lubię te etykiety. Bardzo lubię także serię „Flowers”, która jest pomysłem i realizacją Michała, i do której ja na początku musiałem się trochę przyzwyczaić ze względu na brak symetrii, krawędzi, tekstur i struktur technicznych, a więc wszelkich elementów znanych z architektury. Dzisiaj jednak nie wyobrażam sobie bottlingów The Finest Malts bez etykiet z serii Flowers, które – nie wiem czy wiedziałeś – swoim zestawieniem kolorystycznym, graficznie obrazują profil smakowy danej whisky, której butelkę zdobią. Natomiast, jeśli musiałbym wybrać, to chyba wskazał bym na etykiety Venetian Masks Series. Nie dlatego, że jestem z nich najbardziej zadowolony ale może dlatego, że istotnie chyba najcelniej oddają to, co chciałem nimi przekazać, mianowicie, że whisky torfowe posiadają dwie twarze lub, jeśli ktoś woli – oblicze schowane za maską z dymu i torfu.
– W kwestiach wizualnych na co zwracasz największą uwagę?
MB: – Oprócz tego, że etykieta dla mnie musi mieć jakiś przekaz czy znaczenie, to w kwestiach wizualnych kładę nacisk przede wszystkim na dopracowanie detali. O tym pewnie więcej nawet mógł by powiedzieć Michał. Dla mnie etykiety muszą być dopracowane graficznie i wydrukowane w odpowiedniej jakości na jakościowym materiale. Ekonomicznie jest to nierozsądne, bo w takim wydaniu koszt etykiety i pudełka wraz z usztywnieniem, to naprawdę spora łączna inwestycja, ale ja nie lubię tandety i nie potrafię przyjąć rozwiązania, o którym wiem, że można było zrobić to lepiej.
– Czy masz już nowe pomysły?
MB: – Mam wiele różnych pomysłów na etykiety w przyszłości, których oczywiście nie chcę jeszcze zdradzać. Nie wiem też, czy one wszystkie w ogóle się nadają. Niektóre zapewne mogłyby nie zostać zrozumiane, albo być może zrozumiane tylko przez wąską grupę odbiorców. Inne znów mogły by być zwyczajnie trudne do zrealizowania. Zobaczymy, co przyszłość przyniesie.