Marton és Lányai, czyli Marton i córki, od nazwiska właściciela. Destylarnia mieści się w małej wiosce Györköny, na południe do Budapesztu, i miałem okazje w tym roku u nich gościć, na miejscu próbować wielu rarytasów, a niektóre wziąłem do domu. Robią świetny winiak, mają własne piwnice pełne beczek, produkują ponad 30 różnych destylatów owocowych. Moim zdaniem to jedne z najlepszych węgierskich pálinek, bardzo aromatyczne, zachowują smak owocu.
Dziś zasiadłem do degustacji trzech, których jeszcze nie znałem: śliwa, brzoskwinia i gruszka Williamsa, czyli klasyka, od jakiej zaczyna się przygodę z owocowymi destylatami. Wcześniej próbowałem kilkunastu ich destylatów, ale korzystałem z okazji i sięgałem po rzadsze rarytasy. Z radością usiadłem jednak do tych trzech, bo o firmie Márton és Lányai zachowałem same przyjemne wspomnienia.
Debreceni muskatályos szilva pálinka (40%) na początek. Węgrzy rzadko tak szczegółowo podają odmianę owocu, w tym przypadku mieli się jednak czym pochwalić, gdyż to nie zwykła śliwka węgierka, lecz odmiana dająca po destylacji efekt soczysty, pełny, słodki, orzeźwiający, z delikatną ziemistą nutą, która jednak nie przeszkadza. Zachwyciła mnie zarówno słodkim śliwkowym aromatem, jak i niecodziennym smakiem. Może konkurować z niezłymi serbskimi śliwowicami, jedyny mankament, to mogła by być ciut mocniejsza, ale to rzecz gustu, osobiście wolę trochę mocniejsze śliwowice. Ocena jednak wysoka
Magyar kajszibarack pálinka (40%) na rozgrzewkę. Wspaniały aromat, równie doskonały smak. Destylaty z brzoskwiń rzadko są udane, lepiej nadaje się morela. W teorii i praktyce, chyba, że ktoś trafi na ten produkt, wówczas niech zapomni wszystkie morelowice, wszystkie barack pálinki mogą się schować przy tym. Delikatna, ciut słodka, ciut trawiasta w smaku i aromacie, ale przede wszystkim brzoskwiniowa od A do Z, może poza pestką, której tu nie odnajdziecie. Nie jestem fanem brzoskwiniowych destylatów, ale ten jest prawdopodobnie najlepszym jaki miałem w ustach. Ocena może być jedna
Vilmoskörte pálinka (40%) na deser. Aromat klasyczny – czyli mówiąc sloganem „aromatyczny”. Taka jest jednak gruszka Williamsa, bardzo aromatyczna, słodka, soczysta. Taka też jest ta pálinka. W 100% oddaje to, z czego powstała. Nic dodać, nic ująć, zrobiona jest doskonale, cóż to za radość czuć w alkoholu soczystość owocu. Próbowałem w życiu dziesiątków destylatów z bonkrety Williamsa, bo szalenie je lubię, a poza tym trudno je spieprzyć, to taki owoc, który daje dobry, aromatyczny alkohol. Ta należy do najlepszych. Absolutnie na
I teraz nie wiem, co mnie bardziej zachwyca, brzoskwiniowica czy gruszkowica? Wiem, wiem, to dylemat z gatunku, których nigdy nie skończę, jak mawiał świętej pamięci Andrzej Ibis-Wróblewski, wszystko tu smakuje. Márton és Lányai to są jednak mistrzowie destylacji, jak będziecie na Węgrzech, to zwróćcie uwagę na ich produkty – są w smukłych czarnych butelkach. Wygrywa dla mnie jednak Kajszibarack, bo nigdy nic tak dobrego z brzoskwini nie miałem w ustach. To była wspaniała degustacja.