Sztokholmskie muzeum mocnych alkoholi jest ładnie położone nad wodą, na wyspie Djurgården. Kiedyś było to muzeum wina i spirytualiów, ulokowane w jednym ze starych magazynów na wino w północnej części Sztokholmu. Teraz ma nową, prestiżową, lokalizację, wino zniknęło, a ekspozycja delikatnie mówiąc rozczarowuje. Górne piętro poświęcono w dużym stopniu skutkom nadużywania, prezentowane są efekty audio jak człowiek się czuje na kacu. Podle, wiadomo, nie trzeba iść do muzeum żeby się o tym przekonać. Poza tym można poznać aromaty ingredientów dodawanych do destylatów, jak: piołun, gorzkie skórki pomarańczy, anyż czy kmin. Jest trochę butelek, ciekawa wystawa plakatów dedykowanych wódce Absolut (wśród nich praca Andy’ego Warhola), makieta destylarni, części maszyn destylacyjnych, i to właściwie wszystko. Jeszcze nagrania szwedzkich pieśni biesiadnych. A, i jest jeszcze kuriozum – wypchana wiewiórka, w której pyszczek wepchnięto flaszkę, jako rodzaj ozdoby czy karafki, jakieś kompletne wynaturzenie. Można odnieść wrażenie, że pieczę nad tym muzeum sprawuje towarzystwo przeciwdziałania alkoholizmowi, które ma edukować, że alkohol to przeżytek, a kac to męka Prometeusza.