Producentem marki jest firma z Salzburga. Słowo „wódka” tak pisane powinno mieć geograficzną apelację, bardzo wyraźnie kojarzy się z polską wódką, tu mamy jednak tani alkohol z Austrii, nie bardzo wiadomo z czego destylowany, ale o zapachu i smaku tak słodkim, że można się domyślać, że ze zbożem to nie ma wiele wspólnego. Dostępna w kilku wersjach smakowych. Dostałem cztery Taigi w prezencie i w dobrej wierze usiadłem do degustacji. Wrażenia są jak najgorsze (przepraszam za niewdzięczność).
Wódka Taiga (37,5%) czysta o smaku posłodzonych pomyj i zapachu cukru. Nie nadaje się absolutnie do niczego, ani do picia, ani do nalewek, ani do koktajli. Austriacy mają ją w sieci dyskontowej Spar. Bardzo im współczuję gustu.
Red Taiga (17%) o bardzo sztucznym smaku malinowo-landrynkowym. Ręce opadają. Absolutnie 0.
Gold Taiga (20%) o smaku przypalonego na brudnej patelni karmelu. No dobrze, teraz jestem złośliwy, smak taniej ciągutki. Da się przełknąć, ale tylko raz.
Black Taiga (17%) ma smak ni to leśnej jagody, jeżyny, ni to czarnej porzeczki, jest tak sztuczny i rozwodniony, że trudno określić, powiedzmy, że ma smak olejków eterycznych o smaku jakichś jagód. Nic nie warte.
Na stronie sieci Spar znalazłem informację, że są jeszcze Ice Taiga i Cool Taiga, co za szczęście, że nie miałem okazji ich próbować. Ta marka obraża słowo „wódka” i absolutnie obraża klienta.