W miejscowości Turew od 1918 roku działa mała rolnicza gorzelnia. Wybudował ją generał Dezydery Chłapowski , ostatnim właścicielem do 1939 roku był Krzysztof Morawski. Działała podczas wojny, po wojnie została znacjonalizowana. W latach 90. sprzedana najpierw firmie Agros Farmy i Młyny z kapitałem francuskim, potem stała się własnością konsorcjum Top Farms z kapitałem angielskim. Zakład jest bardzo zadbany, działa tu miedziany aparat destylacyjny jednokolumnowy z 1985 roku o wysokości 9,60 metra. Ma 11 półek, gdzie alkohol jest oczyszczany. Dzienna produkcja to 2000 litrów spirytusu. Całość ogrzewa niemiecki kocioł z 1934 roku. Przetwarza się tu na spirytus żyto, pszenżyto i ziemniaki, kiedyś także kukurydzę, ale dziś nikt nie chce kukurydzianej wódki. W wielkim parniku rozbijane są ziarna lub ziemniaki, a następnie odparowana masa trafia do kadzi zaciernej. Podczas przygotowywania zacieru dodawane są enzymy i drożdże gorzelnicze. Mają tu niecodzienne kadzie fermentacyjne w formie basenów, można wsadzić do środka cysterny głowę – rany, co za zapach, zapiera dech, a łzy cisną się do oczu, tu fermentuje zacier, który następnie trafi do destylacji. Spirytus rolniczy ma moc ok. 92-93% i jest odsprzedawany do dużych gorzelni, które go rektyfikują i robią z niego wódkę. Może trudno w to uwierzyć patrząc na ceny spirytusu w sklepie, ale litr takiego rolniczego destylatu odsprzedawany jest w cenie ok. 3 zł. Turew obecnie sprzedaje swój spirytus grupie Sobieski do Starogardu Gdańskiego. W latach 2004-2011 Turew robił surówkę z żyta Dankowskie złote do wódki Wyborowa Single Estate, potem Wyborowa Exquisite. Ta jedna z najlepszych polskich wódek klasy super Premium była robiona w całości ze spirytusu z małej gorzelni Turew. Dziś gorzelnia zatrudnia 3 osoby.
Turew to jeden z nielicznych działających tego typu zakładów w Polsce. Kiedyś było ich ponad 1000, zostało ok. 80. Zastępują je nie tylko nowe bardziej wydajne gorzelnie w kraju, ale przede wszystkim tańszy spirytus importowany jest z Łotwy czy Ukrainy. Czy jednak można mówić o polskiej wódce wytwarzanej ze spirytusu importowanego? Zgodnie z nową definicją „polskiej wódki” nie można, bo surowce muszą być rodzime, ale wielkie zakłady rektyfikacyjne nie informują klienta, skąd pochodzi destylat, są i tacy, którzy by obniżyć cenę wódki dodają najpodlejszego spirytusu melasowego.
Gorzelnia Turew to jednak nie tylko czynny zakład, to także niezwykłe muzeum, unikatowe na skalę europejską, gdyż pokazuje gorzelnictwo rolnicze. Kierownik, pan Grzegorz Konieczny, jest prawdziwym pasjonatą, od 2004 roku zbiera stare urządzenia gorzelnicze i dokumenty. Powstała sala degustacyjna i piękna ekspozycja, przyjeżdżają tu goście z całego świata, każdy jest mile widziany, nie są pobierane opłaty, a pan Grzegorz Konieczny to skarbnica wiedzy o destylacji i historii gorzelnictwa. Za własne pieniądze skupuje stare urządzenia, niektóre – jak żelazna kolumna destylacyjna z początku XX wieku przewieziona z gorzelni Trzewiny – zupełnie unikatowe. Są tu takie urządzenia jak: stara kadź zalewna, kocioł parowy, pompy tłokowe. Ogromne maszyny parowe ważą po kilka ton, pan Grzegorz Konieczny sprowadza je z pomocą przyjaciół, ciągnąć czasami w kilka traktorów, potem sam czyści, konserwuje, naprawia, robi tabliczki. Aż dziw, że taki niezwykły obiekt nie ma statusu muzealnego (jak np. muzeum gorzelnictwa w Łańcucie).
A gorzelni Turew można m.in. czytać na stronach: Top Farms oraz Gminy Kościan.
Panu Grzegorzowi Koniecznemu bardzo dziękuje za poświęcony czas i niezwykle ciekawą opowieść o gorzelnictwie. Pełen podziwu jestem dla jego pasji.
A tu część produkcyjna