Old fashioned z Woodford Reserve

Old Fashioned to klasyczny koktajl, który można określić mianem „el clasico”. Nie dlatego, iż jest to obecnie najmodniejszy koktajl świata, najczęściej zamawiany w barach na całym globie, ale dlatego, iż jest najważniejszy. To właśnie ten drink, jest prekursorem wyznaczającym kierunek dobrego koktajlu na bazie whisky.

Historia Old Fashioned sięga połowy XVII wieku, kiedy to, czy z potrzeby, czy z przypadku, narodziła się sztuka komponowania koktajli, zwana obecnie miksologią. Pierwsze wzmianki o koktajlu mogącym być pierwowzorem naszego bohatera pochodzą z 1806 roku, kiedy zaczęto łączyć alkohol i zioła (pod postacią bittersów), a wszystko łagodzono dodatkiem cukru. Tak oto narodził się Old Fashioned.
Ten z pozoru prosty koktajl jest pewnego rodzaju wyzwaniem. Trzeba dobrać odpowiednie składniki, użyć takich proporcji, czy też delikatnie zmodyfikować kompozycję, aby koktajl nadal zachował swój styl, będąc jednocześnie niepowtarzalnym.
W związku z Old Fashioned Month, święcie koktajlowym zrzeszającym od 2015 roku we wspólnej zabawie setki najlepszych barów z całego świata, wybrałem się w tournee po polskich lokalach. Poszukiwałem nie tylko wybitnej wersji tego koktajlu, ale również udałem się w podróż, w celu znalezienia kolejnych inspiracji do tworzenia nowych wersji Old Fashioned. Kryteria oceny ustaliłem jasne – ma być innaczej niż wersja klasyczna, ma zachowywać charakter i ma być przygotowane na moim ulubionym Woodfordzie. Dla niewtajemniczonych w arkana barowego slangu przytoczę pełną nazwę: Woodford Reserve Kentucky Straight Bourbon Whiskey.
Podróż rozpocząłem od warszawskiej Aury, chyba najmniejszego baru, w którym byłem w Polsce. Dla wszystkich miłośników amerykańskiej whiskey jest to pewnego rodzaju świątynia. Nie dlatego, iż dosłownie jest wyższa niż szersza, ale dlatego, że na półkach sięgających sufitu zgromadzono ponad 100 różnych odmian trunku zza wielkiej wody. Aura specjalizuje się w Old Fashioned. W karcie koktajli można znaleźć aż osiem jego wersji, a pomysłowość barmanów gwarantuje, iż każdego dnia Old Fashioned Month moglibyśmy pić inną jego wersję. Mój wybór padł na Ginowe Old Fashioned. Nazwa może być troszkę myląca, ale zapewniono mnie, iż aromaty jałowcowe są tylko niewielkim dodatkiem do Woodfordowej bazy, która jest standardem we wszystkich odmianach „Olda” serwowanych w Aurze. Poza tynkturą, służącą do spryskania finalnej kompozycji, aromaty jałowcowe połączono z esencją z herbaty Earl Grey w dodanym syropie. Ich intensywność była bardzo delikatna, zarazem jednak dobrze podbijając pikantne nuty bourbona, których w moim ulubieńcu można ponoć wyczuć nawet 212. Pikantność Woodforda jest m.in. wynikiem bardzo dużego udziału żyta w unikalnej mieszance zbóż, zwanej mash bill.
Za kolejny cel wędrówki obrałem Kraków, będący swego czasu kolebką „nowożytnych”, polskich cocktail barów. Nic w tym dziwnego, gdyż stolica Małopolski życie towarzyskie ma zapisane w genach. Na krakowskim Kazimierzu od ponad roku funkcjonuje stylowy i bardzo przytulny The Trust. Wielki miłośnik dobrych koktajli, Ernest Hemingway, powiedział, że jeżeli chcesz się przekonać, czy możesz komuś zaufać, to po prostu to zrób. Przychodząc do The Trust, spokojnie możemy zaufać barmanom. Ich wieloletnie doświadczenie i wiedza, poparte mistrzowskimi tytułami międzynarodowych konkursów, są reklamą samą w sobie. Ponieważ oni zaufali marce Woodford, ja zaufałem im i tego nie żałuję. Wyczarowany Old Fashioned był nieziemski – syrop z karmelizowanych wiśni oraz dodatek słodkiego sherry Pedro Ximenez podkreśliły owocowe aromaty składnika bazowego. Bardzo cenię sobie owocowość, która w dużej mierze wynika z procesu fermentacji, a w wypadku mojego ulubionego bourbona, trwa aż sześć dni i jest to dwa razy dłużej, niż u innych.
Wprost z południa udałem się na północ Polski – do Gdańska, który od dłuższego czasu nie przestaje mnie (sądzę, że wszystkich) fantastycznie zaskakiwać. Ostatnio powstało tam wiele nowych konceptów barowych na absolutnie światowym poziomie. Ponieważ lubię miejsca z duszą, swoje kroki skierowałem do baru Nowa Maglownia Dwór Uphagena, miejsca zajmującego kompleks historycznych budynków powstałych w 1800 roku. Bary hotelowe mają to do siebie, iż są wyważone i spójne, ponadto możemy tam spodziewać się tego co najlepsze, czyli perfekcyjnej obsługi i bogatej kolekcji alkoholi. Od samego wejścia zauważyłem, że zza baru uśmiechali się do mnie dwaj panowie: Pan barman i Pan Woodford. Skorzystałem z gościnności obydwu. Zaprezentowany Old Fashioned nie tylko spełniał moje ustalone kryteria, ale miał w sobie jeszcze jeden element, o którym nie pomyślałem – nawiązanie do historii miasta. W składzie znalazła się zredukowana Goldwasser, najbardziej znana gdańska wódka ziołowa, oraz macerat polnych kwiatów z pobliskich łąk. Wszystko na koniec zostało uwędzone w dymie dębowym. Największą sztuką wędzenia koktajli jest to, aby nie przedobrzyć. W tym wypadku aromaty dymne były w sam raz – dając w efekcie dobrze zbalansowanego „Olda”, z nutą pikantności pieczonych suchych przypraw.
Jeżeli miałbym wskazać miasto z największą liczbą uśmiechniętych ludzi, to wytypowałbym Wrocław. To miasto tak pozytywnie przyciąga, że gdyby nie pokaźna odległość od Warszawy, spędzałbym tam dużo więcej czasu. We Wrocławiu od ponad dziesięciu lat trendy koktajlowe wyznacza Papa Bar. Dziesięć lat to bardzo długo, biorąc pod uwagę, iż trzeba utrzymywać się na topie i przecierać drogę dla siebie i innych. Lokal zaklasyfikowałbym jako High Volume Bar, ale w odróżnieniu od znanych mi innych barów z tej kategorii, Papa umie zjednać sobie rzeszę stałych Gości. Jeżeli cenimy sobie przyjazną atmosferę, wysokiej jakości obsługę i dopracowane koktajle, Papa Bar jest tym miejscem, do którego warto przyjść. Ja zdecydowałem się na Sezamowe Old Fashioned. Sezam, jako dodatek likieru z orzechów laskowych oraz bitter z orzechów włoskich miały podkreślić bogactwo aromatów, które Woodford Reserve osiąga podczas leżakowania w swoich nowych wypalanych beczkach. I tak jak się spodziewałem, wszystko było idealne, a Wrocław jest tak daleko…
Czas wrócić do Warszawy. Aby nacieszyć się pełnym widokiem rodzinnego miasta, poszedłem do miejsca, z którego widać je w pełnej okazałości – Panorama Bar na 40 piętrze Hotelu Marriott. Można by rzec, że mając tak piękny widok, nic więcej do szczęścia nie potrzeba – jednak szklaneczka czegoś dobrego zawsze byłaby mile widziana. Warto coś zamówić, zwłaszcza jeżeli za ladą stoi ekipa barmanów wielokrotnie przeze mnie przetestowana w boju. Old Fashioned zaserwowane w Panoramie było pewnego rodzaju ukoronowaniem mojej kilkudniowej podróży w poszukiwaniu jego perfekcyjnej wersji. Aromaty pandanu użytego do infuzji bourbona świetnie komponowały się z owocowością Woodforda. Jego deserowe aromaty czekolady i marcepanu współgrały z dodanym słonym karmelem, a wszystko to udekorowane płatkami jadalnego złota. Poezja.
Jeżeli miałbym podsumować moje poszukiwania i podzielić się wnioskami, to powiem tak: nie ma jednego perfekcyjnego Old Fashioned. Perfekcyjne, to takie, które nam smakują, a przecież, na szczęście, różnimy się od siebie. Sztuką zrobienia przepysznego Old Fashioned jest po prostu go nie popsuć – nie wychodzić poza ramy, używać tylko najlepszych składników i bawić się, bo przecież o to w tym wszystkim chodzi.
Kombinujcie, wymyślajcie, ale pamiętajcie, nie przesadzajcie.

Patryk Le Nart

materiał sponsorowany przez Woodford Reserve

Woodford Reserve jest zarejestrowanym znakiem towarowym. ©2022 Brown-Forman. Wszystkie prawa zastrzeżone.

Pij odpowiedzialnie www.pijodpowiedzialnie.pl

Scroll to Top
Spirits logotyp czarny

Dostęp zablokowany

Nie spełniasz wymogów dotyczących wieku użytkowników strony.
Spirits logotyp czarny

Czy ukończyłeś/aś 18 lat?

Treści na tej stronie przeznaczone są wyłącznie dla osób dorosłych.