Piękne ilustracja, eleganckie wydanie, dobry pomysł na książkę i… bardzo licha treść. Książka przedstawia 20 krajów, 52 trasy, 327 winiarni, do tego wskazówki i porady dotyczące lokalnych świąt, wydarzeń, gastronomii i noclegów. Zdecydowana nadreprezentacja Starego Świata, blisko połowa tras jest poza Europą! W rezultacie Niemcy zredukowano do Mozeli, Portugalię do Douro, Grecję do Naoussa, Węgry do Tokaju. Dobór polecanych winnic budzi wiele wątpliwości – jaki był klucz? Nie są to ani najważniejsze, ani najbardziej znane, ani najbardziej oblegane przez enoturystów winnice. Mam wrażenie, że dobór jest przypadkowy, tak jak i dobór autorów tekstów, podróżników związanych z Lonely Planet. Jedni mają wyobrażenie o winie i wiedzą, co chcą w książce pokazać, inni przy okazji zaszli do jednego czy drugiego producenta i piszą, co im ślina na język przyniesie, w rodzaju: „Toskania to wymarzone miejsce na staromodny romans pośród szumiących cyprysów”. Niestety, takiego ple-ple w książce jest bardzo dużo, kuriozum, to trzystuletnia filoksera niszcząca winnice Alzacji. Książka do obejrzenia, jako źródło inspiracji przed podróżą, ale tylko do obejrzenia, czytać nie warto.